Zawierucha w wielkim mieście, Krystyna Bartłomiejczyk
Krystyna Bartłomiejczyk
Zawierucha
w wielkim mieście
Prozami, Słupsk/Warszawa 2016, str. 383
ISBN: 978-83-65223-40-1
Człowiek, który wciąż odgrzewa przeszłość, nie
może być szczęśliwy. Nie mówiąc już o tym, że nie zobaczy, co jest przed nim.
Kiedy wszystkie nasze
plany się sypią jak domek z kart, gdy to co sobie założyliśmy nie udaje się
zrealizować nawet w najmniejszym procencie, gdy najbliższe nam osoby nie są
tymi, za które się podają – ile razy tak było, ile razy mieliśmy ochotę
wszystko rzucić w cholerę? Pewnie nie raz, nasuwała się myśl, ze życie z nas
drwi, poddaje próbie, czy damy radę, czy sobie poradzimy. I ile razy się poddaliśmy,
a może jednak wbrew wszystkiemu i wszystkim postanowiliśmy walczyć?
Olga Zawierucha,
główna bohaterka powieści, w jednym momencie traci wszystko: chłopaka, pracę i
poczucie własnej wartości, a to wszystko dlatego, że dwudziestosiedmiolatka nie
zna się całkowicie na ludziach. Dziewczyna postanawia postawić wszystko na
jedna kartę i wyrusza do siostry Reny do Kanady. Jak się okazuje na miejscu,
dziewczyna nie do końca potrafi przyzwyczaić się do zastanej rzeczywistości, a
tajemnice rodzinne wychodzą na światło dzienne. Mija trochę czasu, zaprzyjaźnia
się ze znajomymi siostry i przede wszystkim przyzwyczaja się do miejsca. Jednak
jak to z Zawieruchą bywa, przyciąga ona problemy. Czy Olga poradzi sobie z tymi
informacjami? Wiadomo jedno, pobyt w Kanadzie przysporzy naszej bohaterce wiele,
nie raz komicznych sytuacji.
Droga do szczęścia nie jest autostradą do nieba.
Trzeba zaliczyć trochę potknięć, upadków, prób buntu, zwątpień, zanim dojdzie
się do ładu ze swoim życiem, z samym sobą.
Zawierucha w wielkim mieście
to dość specyficzna i nierówna fabularnie historia. Z mojego wieloletniego
założenia, że po przeczytaniu około stu stron książka całkowicie mnie nie
porwie, nie pojawi się chociażby niewielka myśl przewodnia historii, bohater
zirytuje mnie od samego początku – rzucam książkę w kąt. Jednak z biegiem lat
postanowiłam, że każda książka napisana jest „po coś” (chociaż są wyjątki), i nie raz akcja zaczyna
rozpędzać się dopiero gdzieś w połowie, dlatego też każdą staram się czytać do
końca. Tak też było w tym przypadku, początek całkowicie bezpłciowy z wiecznie
naburmuszoną bohaterką, która nie potrafi się określić, nie potrafi tupnąć nogą
i postawić na swoim. Fabuła się zmienia na plus dopiero w momencie wyjazdu Olgi
za ocean. I dopiero po lekturze możemy określić postać Olgi. To dziewczyna z
jednej strony bardzo samotna, której nikt nie potrafi zrozumieć, a drugiej zrażona pasmem porażek, ciągle
oglądająca się za siebie bez odwagi spojrzenia w przyszłość z pozytywną myślą.
Zawierucha w wielkim mieście
to lekka i przyjemna lektura, która wbrew pierwszemu poglądowi pozwala spędzić
czas dość pozytywnie. To historia może lekko przewidywalna, jednak spustoszenie
jakie sieje główna bohaterka, wszędzie tam gdzie się pojawi nie raz wzbudzi
uśmiech na twarzy.
Krystyna
Bartłomiejczyk, kraśniczanka z epizodem w Lublinie, gdzie skończyła studia, a
potem dźwigała kaganek oświaty, wbijając do młodzieńczych głów rosyjską
gramatykę i literaturę. Po powrocie do Kraśnika bywało różnie – prowadziła cegielnię,
windykowała należności spółdzielni mieszkaniowej, aż w końcu… zaczęła pisać. W
Wydawnictwie Prozami ukazały się dotychczas dwie jej powieści: Sama tego chciałaś, Zuzanno i Zacznij od nowa, Zuzanno.
Moja ocena: 7/10
Za
książkę dziękuję portalowi Sztukater
Muszę się przyznać że też odkładam książki i o nich zapominam, gdy mnie niezbyt ciekawą. Ale po Twojej recenzji jestem w stanie przebrnąć przez nudny początek :)
OdpowiedzUsuńMylę, że mimo wszystko nie jest to powieść dla mnie, ostatnio nie gustuję w takich książkach, może w czasie wakacji znajdę dla niej czas :)
OdpowiedzUsuńLeonZabookowiec.blogspot.com
Chyba szkoda mi czasu na książki, które nie są świetne od samego początku. Na razie spasuję.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa kreacji głównej bohaterki. Dla niej zajrzałabym do tej książki.
OdpowiedzUsuń