"Madeleine", Consilia Maria Lakotta
autor: Consilia Maria Lakotta
tytuł: "Madeleine"
wydawnictwo: wydawnictwo M, Kraków 2014, str. 260
ISBN: 978-83-7595-817-1
Madeleine,
to już moje trzecie spotkanie z autorką. Po Nocnych
rozmowach i Marisce z węgierskiej puszty postanowiłam sięgnąć
po kolejny tytuł autorki. Poprzednie historie zrobiły na mnie dobre wrażenie,
dlatego też bez obaw jak również po wielu pozytywnych opiniach zdecydowałam się
na lekturę i tej książki. Jak to spotkanie się potoczyło?
Studentka
farmacji, Madeleine kończy rok akademicki i powraca na wakacje do rodzinnego
domu w Normandii. Razem z nią przyjeżdża jej narzeczony Hélier Ortelle. Hélier
pragnie prosić ojca Madeleine o jej rękę – w sumie tylko to im staje na
przeszkodzie do ślubu. Kuzynka Madeleine, Yvonne zakochuje się w młodym
studencie. Kobieta za wszelką cenę pragnie rozdzielić narzeczonych. Snuje intrygi,
wprowadza w ich dotąd ustatkowany i szczęśliwy związek zazdrość i kłamstwa,
wkrada się tu również śmierć.
Po
lekturze dwóch poprzednich tytułów okazało się, że za wysoko postawiłam
poprzeczkę i historia niestety nie sprostała moim oczekiwaniom. Już na samym
początku związek Madeleine i Héliera mnie irytował. Za dużo było w nim
słodkości, czułości – ot takie romansidło. Ciężko mi się to czytało. Dopiero,
gdy pojawiła się Yvonne, kobieta z krwi i kości, walcząca o swoje idąc po
trupach, książka bardziej mnie wciągnęła. Madeleine i Yvonne są jak ogień i
woda. Ta druga jest wyrachowaną i inteligentną osóbką, która poprzez swoje
postępowanie doprowadza do rozwoju dwóch wątków kryminalnych, dzięki którym w
książce zaczęło się cos dziać i tak naprawdę ciężko było ją odłożyć, gdyż pomysłowość
tej kobiety doprowadzała mnie do takiego stanu nieświadomości, – co też jeszcze
można wymyśleć. Natomiast Madeleine to tak naprawdę kukiełka, która wydaje się,
że nie ma własnego zdania i czeka tylko jak pokierują nią inni, bo przecież
wychowanie nie pozwala jej na takie a nie inne zachowanie.
Pierwszy
chyba raz zdarzyło się, że polubiłam właśnie tą złą bohaterkę. Po prostu, gdyby
się nie pojawiła w historii, książkę oceniłabym bardzo nisko. Takie osoby,
które tak naprawdę nie liczą się ze zdaniem innych powodują żwawsze bicie serca
czytelnika, który zaczyna sam się wdrażać w historię i kibicować mu.
Dzięki
lepiej rozbudowanemu wątkowi kryminalnemu książka wciągnęła mnie bardziej i
mdły, nic niewnoszący początek historii poszedł w zapomnienie. Tak naprawdę na
samym początku miałam ochotę cisnąć książkę w kąt i nawet do niej nie wracać. Jednak
postanowiłam sobie jakiś czas temu, że będę starała się doczytywać lektury do
końca, skoro mam coś konstruktywnego o nich powiedzieć. Jak widać było warto
się przełamać.
Bardzo
lubię kwiecisty i plastyczny język Consilii Marii Lakotty. Jej opisy powodują,
że przenoszę się w magiczny świat. To, co łączy książki Lakotty, to nie do
końca określony czas, w którym rozgrywa się historia. Do tej pory ciężko mi
określić jakieś ramy czasowe tej historii.
Kilka
różnych wątków, jednak niepowodujących zagubienia w lekturze, plastyczny,
poetycki wręcz język, wartka fabuła, świetnie wykreowani bohaterzy i pomijając
nudny początek – to jakby nie było lektura na jeden dzień. Książkę czyta się
dość przyjemnie.
W
porównaniu do poprzednich tytułów autorki, z którymi miałam okazję się
zapoznać, ta książka wypada średnio. Nie trzyma poziomu jak wcześniej przeze
mnie czytane, jednak nie należy jej skreślać.
W
wypadku Madeleine pierwsze, co
rzuciło mi się na pierwszy plan to mnóstwo dialogów, mogłabym się pokusić, że
ta książka to same dialogi. I tak jak uwielbiam książki, w których opisy nie
przekraczają ilości dialogów, tak tu mi ich zabrakło. A to wielki żal, bo
Lakotta potrafi pięknie pisać i kreślić przed czytelnikiem piękne obrazy.
Moja ocena:
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu
Książka bierze udział w wyzwaniach:
W 200 książek dookoła świata - Niemcy
Słyszałam już o tej książce, szkoda że średnia, ale mimo wszystko dałabym jej szansę :)
OdpowiedzUsuńNie znam twórczości tej autorki, ale po przeczytaniu twojej recenzji jakoś mnie nie ciągnie do Madeleine. Po prostu wszelkie twoje uwagi oraz przytoczone mankamenty uświadomiły mi, że nie będzie to dla mnie w pełni satysfakcjonująca lektura.
OdpowiedzUsuńJa również przeczytałam już dwie książki tej autorki. A tę mam w planach.
OdpowiedzUsuńNie lubię książek gdzie większość to dialogi, moim zdaniem takie pisanie, nie ma nic ciekawego, bo dialogi to nic niezwykłego.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tym razem lektura nie jest tak dobra jak jej poprzedniczki. Trudno jest utrzymać wysoki poziom.
OdpowiedzUsuńPiękna okładka, szczególnie ten zamek. Opis również wygląda dość zachęcająco. Może się skuszę, kto wie?
OdpowiedzUsuńJuż wiem, że gdy będę chciała poznać twórczość autorki, od tej książki nie zacznę. Już ostatnio czytałam na innym blogu, że ta książka jest słabsza, a u Ciebie znalazłam potwierdzenie.
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie tą recenzją, bo mnie "Madeleine" zachwyciła :) A Yvonne też polubiłam, mimo iż byłą czarnym charakterem :)
OdpowiedzUsuńJa osobiście nie czytałam, ale siostra tak i była zadowolona.
OdpowiedzUsuńW takim razie Kasiu ja również w pierwszej kolejności wolę przeczytać inną powieść tej autorki. Na razie mam dość przeciętnych książek, na które ostatnio trafiam:)
OdpowiedzUsuńTa książka mnie rozczarowała i wynudziłą. Bardzo. Zawiodłam sie na autorce
OdpowiedzUsuń